Ilekroć krążę po rubieżach florenckich winnic, zawsze trafiam na polskie ślady. Czasami w ogóle wydaje mi się, bez naszego udziału tutejsze wina byłyby w innym miejscu.
Po ekscytujących przeżyciach z winami z okolic San Gimignano na tydzień temu wieczór trafiłem do jednej posiadłości rodziny Antinori w Badia a Passignano, leżącej w samym sercu strefy Chianti Classico. Zaproszono mnie, by podzielić się przemyśleniami nad pięcioma rocznikami klasy riserva tego wina - od 1997 do 2009, z tym, że ostatnie - aktualnie będące w sprzedaży - nie już „zwykłą” riservą, ale występuje w nowej klasyfikacji dla chianti classico – „gran selezione”. Ten ostatni fakt nie był dla win z Badii żadnym problemem, bo i tak wszystkie tutejsze riservy dojrzewały co najmniej trzy lata (z czego rok-dwa w beczce) i pochodziły z jednej parceli, bo innej tu nie ma. Sąsiednie wina Antinorich, leżące za miedzą Tignanello (i robiona tam Solaia – oba IGT toscana) i Pèppoli (chianti classico) - mają swoje osobne działki.
Antinori kupili posiadłość Badia a Passignano w 1986 roku, kiedy ich słynne Tignanello kilka lat wcześniej definitywnie pożegnało się z apelacja chianti classico i stało się „zwykłym”, „prostym” winem stołowym. Właścicielom, którzy robią w Toskanii wina od siedmiuset lat zaczęło wówczas brakować chianti classico z najwyższej polki, bo malutka parcela Pèppoli nie mogła zaspokoić światowych potrzeb na chianti od Antinorich.
Badia, dawny klasztor benedyktynów (dokładnie – walombrozjan, stosujących surowszą regułę benedyktyńską), gigantyczny rozmiarem zabudowań i winnicami, a w dodatku zrujnowany i leżący po sąsiedzku posiadłości Antinorich, od dawna był na „oku” toskańskich winiarzy. Klasztoru, założonego jeszcze na przełomie IX i X wieku nie było już tam od ponad 120 lat - zakonników rozpędzili włoscy żołdacy w połowie XIX wieku, zapatrzeni we francuskie pseudorewolucyjne idee wolnościowe i tworzący właśnie niepodległe państwo włoskie. Po przepędzeniu zakonników, nowe państwo wystawiło całość na sprzedaż, zaś nabywcą okazał się hrabia Michał Dzieduszycki, który zapisał się złotymi zgłoskami w historii tej posiadłości. Przede wszystkim ogromnymi nakładami nie dopuścił do jej ruiny. Przeciwnie - odnowił ją, wyfreskowal i wyremontował, tak że stała się perła wśród ziemiańskich posiadłości w Toskanii. Jednak po jego śmierci została sprzedana przez spadkobierców i w następnych dziesięcioleciach wielokrotnie zmieniała właścicieli, ponownie popadając stopniowo w ruinę.
W roku 1986 nabyli ja Antinori, którzy część klasztorną po 120 latach oddali benedyktynom (jest ich tutaj dziś czterech), zachowując jedynie część przystosowaną na biurowa i - oczywiście - cudowną parcele. Dodatkowo - na zasadzie ugody z braciszkami - maja prawo korzystać z niepotrzebnych zakonnikom piwnic, gdzie w węgierskich beczkach dojrzewa słynne Badia a Passignano.
Dziś klasztor powoli wraca do blasku sprzed wieków, konserwowane są freski i księgozbiory. Odnowiony został wielki fresk przedstawiający śmierć św. Jana Gwalberta, założyciela zakonu, który zmarł tu w roku 1073, i którego szczątki tu spoczywają. W refektarzu, który służył Dzieduszyckim za salę balową powstaje ogromne malowidło ścienne „Ostatnia wieczerza”. Zaś po wszystkich zakamarkach klasztoru oprowadził mnie i opowiedział barwnie o jego historii (nie bez wzruszenia) brat Lorenzo, który wrócił tu jako pierwszy.
Degustację przygotował główny enolog winiarni, Paolo Nardo, z pochodzenia friulijczyk, prezentując flaszki, o jakich marzyłby niejeden aukcjoner. Francesco robi jednocześnie Badię a Passignano, Tignanello i Solaię. I nie ma w tym nic dziwnego, bo wszystkie są winifikowane w piwnicach Tignanello – zaś w klasztorze Passignano Badia tylko leżakuje. Wino jest stuprocentowym sangiovese. I tyle – nie będę się nad nimi rozwodził – podam tylko swoje oceny:
1997 – 95,5 pkt.
1999 – 96 pkt.
2004 – 93 pkt.
2005 – 96 pkt.
2009 (Gran Selezione) – 94 pkt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz